Od czasu kiedy wyprowadziłam się z Londynu parę lat temu, staram się tam wrócić przynajmniej raz, a najlepiej dwa razy, do roku. Uwielbiam to szalone, tętniące życiem miasto, gdzie czas przyśpiesza i nic nie wydaje się niemożliwe.
Przełom listopada i grudnia jest doskonałym momentem na wybranie się do UK - ze względu na naprawdę okazyjne ceny biletów lotniczych i widoczne już na ulicach przedświąteczne przygotowania. To świetna okazaj aby odwiedzić Hyde Park w zimowej odsłonie i pospacerować po świątecznym miasteczku - Winter Wonderland. Widok świateł jarmarku w kontraście do ciemnego otoczenia parku robi niesamowite wrażenie. I chociaż najbardziej klimatyczne bożonarodzeniowe festiwale znajdziecie znacznie bliżej, u naszego zachodniego sąsiada, to i tak warto wybrać się do Londynu i porównać samemu.
Obiecywałam sobie, że tym razem nie spędzę tak dużo czasu w sklepach, ale jak to z podobnymi obietnicami bywa - nie udało się. Z drugiej strony czy można mnie winić skoro dzięki temu udało mi się skompletować prawie wszystkie świąteczne prezenty dla bliskich? Walizka była wypchana po brzegi upominkami i po raz kolejny chwaliłam pod niebiosa wynalazek jakim są worki próżniowe, które ponownie uratowały mi życie (a przynajmniej zapobiegły rozerwaniu zamka bagażu ;)). To już taka tradycja, że w hotelu, zaraz po przyjeździe, rozglądam się za schowkiem na odkurzacz, aby upewnić się, że i tym razem sztuczka się uda. Same worki zakupuję w najbliższym "1 pound store" i od razu poprawia mi się humor, bo wiem, że właśnie spowodowałam wzrost wolnego miejsca w walizce o połowę i ponownie mogę ruszyć na polowanie...
Ale nie tylko samymi zakupami człowiek żyje, trzeba też czasem coś zjeść, na szczęście w Londynie można znaleźć posiłek na każdą kieszeń. W wersji bardzo oszczędnej proponowałabym Wam udać się do Tesco, Bootsa czy WHS i skorzystać z opcji "Meal deal", w której za parę funtów możecie dostać kanapkę/sałatkę, napój i jeszcze jakąś przekąskę. Bardziej tradycyjne, ale i też droższe, śniadania zaserwują Wam w bardzo przyjemnej sieciówce Bill's. Gorąco polecam zwłaszcza ich lokal na Hammersmith. Na obiad na pewno warto wybrać się do jednej z restauracji sieci Bella Italia lub po prostu pojechać na Camden i zjeść pyszności od stacjonujących tam sprzedawców z całego świata. Tak naprawdę możliwości są nieograniczone i gdzie byście się nie znaleźli, w okolicy znajdziecie zapewne przynajmniej jeden punkt z ciepłymi posiłkami.
Obliczając swoje fundusze na podróż do Londynu, musicie pamiętać, że komunikacja miejska jest tam dość droga. O ile też nie przylecieliście na Heathrow (bo wtedy wystarczy wsiąść w metro), musicie jakoś dostać się do samego Londynu. Tutaj proponuję korzystać z autokarów licznych przewoźników - bilet można kupić przez Internet z wyprzedzeniem, lub też bezpośrednio u kierowcy. Ja najczęściej podróżuję autobusem firmy Greenline z Luton. W samym Londynie warto korzystać z 1-Day Travelcard jeśli macie zamiar dużo zwiedzić w różnych punkatch Londynu. Większość turystycznych atrakcji znajduje się w 1 i 2 strefie, możecie więc przez cały pobyt poruszać się tylko w ich obrębie. Pamiętajcie o tym przy wyborze noclegu - raczej nie opłaca się korzystać z hoteli poza drugą strefą, bo to co zaoszczędzicie na noclegu, dopłacicie przy dojazdach, a dodatkowo będziecie na nie tarcić więcej czasu (a wspominałam już, że czas w Londynie biegnie szyciej?). Korzystanie z metra w Londynie jest superłatwe - wszystko jest doskonale opisane, trzeba jedynie uważać na przepływający wokół nas tłum i nie dać się mu ponieść :) Na każdej stacji dostępne są broszurki z mapą metra, można więc sobie wszystko na spokojnie przeanalizować. I obsługa jest bardzo miła, jeśli macie jakieś wątpliości - pytajcie.
Kilka listopadowych dni, które spędziłam najpierw w okolicach Durham (odwiedzając przy okazji również Edynburg), a następnie w moim ukochanym Londynie, było dla mnie wspaniałą odskocznią od codzienności i świetną okazją na podładowanie baterii przed zimą. Czuję się jakbym wskakiwała tam na zupełnie inne obroty i dostawała niezwykły zastrzyk energii serwowany mi razem z przyśpieszającymi nagle wskazówkami zegara. A kiedy walizka już rozpakowana po powrocie, mogę na nowo planować kolejną wyprawę i marzyć, że może już za pół roku ponownie włączę się w ten pęd, tak inny od tego, który mam na codzień.