Notice: Trying to access array offset on value of type null in /class.cmsgetcontent.php on line 1047
one more tea - prezentowe sos

Prezentowe S.O.S.

Święta już za pasem i naprawdę powinniście mieć do tej pory skompletowane wszystkie prezenty, jeśli jednak czekaliście do ostatniej chwili i teraz w panice szukacie pomysłu - przychodzę Wam z pomocą. Oto kilka podpowiedzi na prezenty na ostatnią chwilę.

Generalnie uważam, że najlepsze prezenty zawsze znajduje się w księgarni. Dlatego przede wszystkim polecę Wam książki. Z nowości dość bezpiecznym wyborem na pewno okaże się najnowsza powieść Stephena Kinga - "Przebudzenie". Któż nie lubi mistrza horroru? I chociaż do zakończeń jego książek często można mieć kilka uwag, podobno tutaj przeszedł samego siebie (w pozytywnym sensie). Wydawca tak zachęca do fabuły: Mroczna, elektryzująca powieść o tym, co może istnieć po drugiej stronie życia…
W niedużej miejscowości w Nowej Anglii, ponad pół wieku temu, na małego chłopca bawiącego się żołnierzykami pada cień. Jamie Morton podnosi głowę i widzi intrygującego mężczyznę, jak się okazuje, nowego pastora. Charles Jacobs wraz ze swoją piękną żoną odmieni miejscowy kościół. Mężczyźni i chłopcy skrycie podkochują się w pani Jacobs; kobiety i dziewczęta – w tym także matka Jamie’go i jego ukochana siostra Claire – tym samym uczuciem darzą wielebnego Jacobsa. Jednak kiedy rodzinę Jacobsów spotyka tragedia, a charyzmatyczny kaznodzieja wyklina Boga i szydzi z wiary, zostaje wygnany przez zszokowanych parafian.
Jamie ma własne demony. Od wielu lat gra na gitarze w zespołach na terenie całego kraju i wiedzie tułaczy żywot rock-and-rollowego muzyka, uciekając od rodzinnej tragedii. Po trzydziestce – uzależniony od heroiny, pozostawiony na pastwę losu, zdesperowany – Jamie ponownie spotyka Charlesa Jacobsa, co ma głębokie konsekwencje dla nich obu. Ich więź przeradza się w pakt, o jakim nawet diabłu się nie śniło, a Jamie odkrywa, że słowo „przebudzenie” ma wiele znaczeń.”
 
 
Kolejną nowością, którą zapewne nie tylko ja chętnie znalazłabym pod swoją choinką są „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk. Monumentalne dzieło laureatki Nagrody Nike zaciekawia zarówno ze względu na tematykę, charakterystyczny język autorki czy imponującą liczbę stron (prawie tysiąc!). To pozycja, której po prostu nie będzie wypadało nie znać, a dodatkowo zapowiada się jako naprawdę dobry kawałek literatury. Opis z okładki: "Rok 1752. Do Rohatyna na Podolu przybywają kasztelanowa Katarzyna Kossakowska i towarzysząca jej poetka Elżbieta Drużbacka. Jednym z gości na powitalnej kolacji jest miejscowy proboszcz Benedykt Chmielowski, autor pierwszej polskiej encyklopedii. Ksiądz i poetka, osoby rozmiłowane w księgach, szybko znajdują wspólny język – rozpoczynają rozmowę, którą później kontynuować będą  w listach. 
Nieco później, także na Podolu, pojawia się młody, przystojny i charyzmatyczny Żyd - Jakub Lejbowicz Frank. Tajemniczy przybysz z odległej Smyrny zaczyna głosić idee, które szybko dzielą społeczność żydowską. Dla jednych heretyk, dla innych zbawca już niebawem ma wokół siebie krąg oddanych sobie uczniów, zaś wywołany przezeń ferment może odmienić bieg historii.”
 
 
Nieco starsza, bo wydana na początku listopada, ale wyglądająca równie obiecująco książka, to „Miniaturzystka” Jassie Burton. Tym razem fabuła przeniesie nas do siedemnastowiecznego Amsterdamu, w świat kupców i ich żon, w świat intryg i zdrad, sekretów i pytań bez odpowiedzi. Czy może być coś lepszego na zimowe popołudnia niż odrobina tajemnicy w historycznych dekoracjach? U mnie ta książka czeka już na półce, ale może znacie kogoś kto jeszcze jej nie ma a również z wypiekami na twarzy zareaguje na opis wydawcy: Jest październikowe popołudnie 1686 roku, gdy osiemnastoletnia Nella Oortman staje na progu wielkiego domu w bogatej dzielnicy Amsterdamu. Miesiąc wcześniej poślubiła zamożnego kupca, Johannesa Brandta i teraz przybywa, by wprowadzić  się do męża. Lecz zamiast niego wita ją mrukliwa i niemiła Marin, siostra Johannesa. Gdy ten w końcu się pojawi, nie poświęci żonie zbyt wiele czasu. Podaruje jej jednak niezwykły prezent:  okazałą drewnianą replikę domu, którą umebluje dla niej tajemniczy miniaturzysta. Podziw dla jego zręczności szybko zastąpi lęk, gdyż drobiazgi wyposażenia i figurki przedstawiające domowników nie tylko odsłaniają ich tajemnice, ale i antycypują straszne wydarzenia, które wkrótce staną się ich udziałem.
Skąd artysta tyle wie o sekretach rodziny Brandtów? Czyż nie są marionetkami w jego rękach, skoro zna ich przyszłość? I kim jest ów nieuchwytny twórca?”
 
Jednak nie samymi książkami człowiek żyje, czasem chciałby obejrzeć dobry film :) Dla takich osób mam dwie wspaniałe propozycje – przepiękne wydania kultowych pozycji kinematografii. „Przeminęło z wiatrem” – edycja specjalna na Blu-ray na 75-lecie filmu – ma tak piękną okładkę, że już tylko z jej powodu chciałoby się ją mieć na półce. Dla mniej romantycznych polecam z kolei pięciopłytowe wydanie „Hobbita. Pustkowie Smauga” – ja sama mogłam się nim cieszyć już na Mikołajki i wierzcie mi -  zacny to prezent. Podglądanie jak powstawał film, jak kręcone były poszczególne sceny, wywiady z aktorami i cała masa informacji „od kuchni” to coś, czym żaden fan filmowego Śródziemia nie pogardzi. 

Książki czytamy w pojedynkę, filmy możemy co prawda oglądać w więcej osób, ale jednak niewielka to interakcja, gdybyście jednak szukali prezentu, który jednocześnie posłuży jako pretekst do świątecznej integracji to proponuję rozejrzeć się po szerokiej ofercie gier planszowych. Po ostatnim maratonie planszówkowym do głowy od razu przychodzi mi kilka tytułów - "Tajemnicze domostwo" (uwielbiam jako duch zsyłać wizje pomagające rozwikłać tajemnicze morderstwo moim niczego nieświadomym śledczym), "Splendor" (czy może być coś lepszego od handlowania drogimi kamieniami w Święta?) czy "Koncept" (kalambury inaczej? Nie byłam przekonana do tej gry dopóki razem z kilkoma innymi osobami nie popłakałam się przy niej ze śmiechu) to na pewno pozycje warte polecenia.

Uff, co myślicie o tych pomysłach? Tylko nie mówcie, że nie ma z czego wybierać! I chociaż wiem, że podsuwałam Wam prezenty, z których sama bym się ucieszyła (lub nawet już się ucieszyłam :)) to jestem przekonana, że nie tylko memu sercu są bliskie takie kulturalne upominki. Najważniejsze, żebyście nie tracili głowy i mimo przedświątecznej gorączki poświęcili chwilę na zastanowienie się kim jest i co lubi Wasz obdarowywany. Obecnie sklepowe półki aż uginają się od książek, filmów, muzyki i gier odpowiadających każdym gustom i sztuką tak naprawdę nie jest znalezienie prezentu, tylko chociażby próba trafienia w upodobania bliskiej nam osoby. Ja sama uwielbiam cały proces szukania, wybierania i - oczywiście - dawania prezentów i mogłabym tak bez końca! Mam nadzieję, że ten krótki wpis zainspiruje tych z Was, którzy mają do całego zajęcia nieco mniej entuzjazmu a pozostałym podsunie pomysł na kolejną okazję. Wesołych Świąt!
 


Cookie Monster
1 Stycznia 2015 15:01:38
Hmmm, nigdy nie czytałem Kinga, choć przyznam, że opis przyciąga uwagę i chętnie dałbym szansę tej lekturze. Laureatka nagrody Nike nie robi na mnie wrażenia. Bez "ale" :) Trzecia pozycja raczej nie trafia w moje standardowe gusta, jednakże znów opis jest intrygujący. No cóż, nie będę ukrywał, że od Gone with the wind wolę Hobbita. Posiadam pięknie wydaną trylogię WP i chętnie przytulę taką samą Hobbita gdy już się ukaże. Planszówki to świetny pomysł. Niestety brak mi stałego towarzystwa do nich. Ale są to ciekawe pomysły. Ja od siebie dodałbym tylko jeden planszówkę Wiedźmina :) myślę,mżawka by Ci się spodobała.
Odpowiedz
 
Dodaj komentarz
Podaj wynik działania 8 - 3
Dodaj komentarz